piątek, 31 stycznia 2014

014.


Nie udawaj, że mnie nie znasz. Nie udawaj, że nic cię nie obchodzę. Przecież wiem, że jest inaczej. Ty też to wiesz. Nie udawaj.

~~~

Wysiadła z autobusu i poczuła na sobie jego wzrok. Nie musiała się rozglądać. Wiedziała, że to on. Tak dobrze znała już to uczucie.
Chciała się go pozbyć. Nienawidziła go.
Zacisnęła zęby i rozejrzała się w poszukiwaniu dziewczyn. Szybko dostrzegła w tłumie uczniów trzy blondynki stojące przy głównej bramie. Śmieszne. Tylko ona z ich grupy nie miała tego koloru włosów. Czarna owca.
Idąc w ich kierunku na moment popatrzyła w jego stronę. Stał razem z chłopakami, ale nie uczestniczył w rozmowie. Stał i wpatrywał się w nią niewiedzącym wzrokiem.
Spuściła głowę zakładając za ucho kosmyk ciemnych włosów. Chciała być dla niego niewidzialna. Nie musieć czuć na sobie jego przeszywającego, tak bolesnego wzroku.
- Patrzcie, kto wrócił - powiedziała Rebecca, gdy do nich dotarła.
- Hej - rzuciła z wymuszonym uśmiechem.
- Czego cię wczoraj nie było? - spytała od razu Cass.
- Bolała mnie głowa. Nie czułam się na sile przyjść - po części skłamała.
- A co z telefonem? - nie dawała jej spokoju.
- Dopiero dzisiaj rano go włączyłam. Ładowarka mi się gdzieś wczoraj zapodziała i cały dzień był wyłączony. - Kolejne kłamstwo.
Sama go wyłączyła. Nie chciała żadnych telefonów, czy SMS-ów. Chciała być sama. Odpocząć.
Oczywiście, gdy go włączyła zastała na nim wiadomości i nieodebrane połączenia od dziewczyn, od Nat, która martwiła się, że jej siostra zrobi coś głupiego, a jak wróciła o pierwszej w nocy nadal nie spała, tylko czekała na nią, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku.
I od niego. Siedem nieodebranych połączeń. Zero wiadomości.
Nie płakała od incydentu z kocem. Siedząc na plaży przetworzyła sobie wszystko ponownie w głowie i stwierdziła, że jest żałosna. Użalała się nad sobą i wylewała litry łez, ale przecież sama do tego doprowadziła. Nie wróci tego, co się wydarzyło i chyba i tak już za dużo łez wylała przez ostatnie dni.
- Air, wszystko w porządku? - spytała odrywając temat od wczorajszego dnia. Przyjaciółka wyglądała na zamyśloną i nieco przygnębioną.
- Umm.. tak, wszystko okej - powiedziała po chwili posyłając jej niepewny uśmiech, który Char odwzajemniła łapiąc ją za rękę i ściskając mocno, tym samym dając jej znak, że jej nie wierzy. Nie ma po co ciągnąć jej za język. Gdy będzie chciała, sama powie, o co chodzi.
Dziewczyny rozmawiały jeszcze przez chwilę w drodze do szafek, które mieściły się obok siebie, po czym rozeszły się do odpowiednich klas.
Char chciała, aby lekcje w końcu się zaczęły. Musiała skupić się na czymś, żeby przestać myśleć o nim i wszystkim, co między nimi było, bądź jest i nie zastanawiać się, o co chodzi z Air. Martwiła się o przyjaciółkę.
Pierwszy był hiszpański. Minął szybko, jak zawsze. Następnie dla odmiany ciągnąca się w nieskończoność biologia. Później na historii Charlie dowiedziała się kilku nowych rzeczy o wojnie secesyjnej.
Lekcja polskiego skłaniała do przemyśleń. Na tablicy nauczycielka napisała cytat z obecnie omawianej lektury - "Zabić drozda" Harper Lee.
"Myślę, że jest tylko jeden rodzaj ludzi. Ludzie." W klasie rozwinęła się dyskusja nie dotycząca dokładnie książki, lecz skupiająca się głównie na tym cytacie.
Prawda, możemy mieć inny kolor skóry, inny gust muzyczny, inną orientację seksualną, inną wiarę, ale na końcu i tak wszyscy jesteśmy ludźmi. Wszyscy mamy problemy, wszyscy przeżywamy swoje wzloty i upadki, wszyscy miewamy chwile szczęścia. Nie powinniśmy się dzielić, bo wszyscy jesteśmy w pewnym sensie tacy sami.
Gdyby ktoś pokazał ci dwa ludzkie serca nie potrafiłbyś powiedzieć, czy należały do człowieka białoskórego, czy czarnoskórego. Nie wiedziałbyś, jakiej płci były te osoby. Nie powiedziałbyś, jaką dana osoba miała orientację seksualną, czy jaką wyznawała wiarę.
Jedyne, czego mógłbyś być pewien, to że byli to ludzie. Tak jak każdy z nas.
Po dzwonku Charlie wyszła z klasy wciąż przetwarzając w głowie te słowa.
Otworzyła szafkę, aby schować do niej swój egzemplarz lektury. Sprawdziła na przyklejonym do drzwiczek planie lekcji, co teraz ma. Matematyka. Aha, czyli może się przejść, bo ma okienko.
Podskoczyła, gdy zamknęła drzwiczki i okazało się, że ktoś stoi obok.
- No hej - powiedział brunet z uśmiechem na twarzy. - Dlaczego się nie odzywałaś?
- Odwal się Wait - wyrzuciła z siebie.
Na twarzy chłopaka pojawił się szok i kompletna dezorientacja. Char odwróciła się, aby odejść, ale on złapał ją za łokieć odwracając z powrotem twarzą do siebie.
- Skąd nagle to złowrogie nastawienie?
Miał tupet, że jeszcze żądał wyjaśnień. Udawał jej przyjaciela, był dla niej miły, był czarujący. Uwielbiała spędzać z nim czas. A on przez cały ten czas ją okłamywał. Chyba jeszcze nigdy się tak bardzo na kimś nie zawiodła. Nie miała ochoty przebywać w jego otoczeniu ani chwili dłużej.
- Nie udawaj niewiniątka - powiedziała przez zaciśnięte zęby. Spróbowała wyrwać rękę, ale on tylko wzmocnił uścisk.
- Ale ja naprawdę nie wiem o co ci chodzi. - Dezorientacja powoli przeradzała się w oburzenie. Mogłaby mu chociaż powiedzieć, dlaczego tak się zachowuje.
- Puść mnie - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Nie, dopóki mi nie powiesz co w ciebie wstąpiło.
- Nie wierzę, że tak bardzo się co do ciebie myliłam. Powinnam uwierzyć, jak za pierwszym razem o tym usłyszałam. - Usłyszałam od Jake'a.
- Usłyszałaś o czym? O co ci do cholery chodzi? - Garret powoli tracił cierpliwość.
- O twoje wypady za Sicky Jane! - wykrzyknęła i ponownie zaczęła szarpać ręką. - Teraz mnie puść! - Jego uścisk był naprawdę bolesny.
- Chyba mu nie uwierzyłaś. - Teraz, gdy ułożył sobie w głowie, o co chodzi, na jego twarzy malowała się czysta wściekłość.
Nagle obok nich pojawiła się trzecia osoba. Jake z furią w oczach przywarł Garreta do szafek.
- Powiedziała, żebyś ją puścił - wycedził przez zęby trzymając swoją twarz w odległości zaledwie kilku centymetrów od jego.
Char poczuła, że palce Garreta powoli poluzowują się na jej łokciu, szybko go wyrwała i zaczęła rozmasowywać. Na pewno zostanie jej siniak.
Ignorując osobę swojego wybawcy po raz ostatni zwróciła się do Wait'a.
- Nie uwierzyłam słowom. Zobaczyłam na własne oczy.
Garret próbował odepchnąć od siebie Marsh'a, ale ten był dla niego za silny.
- Masz nigdy więcej mnie nie zaczepiać - ciągnęła Charlotte patrząc ze wściekłością w jego brązowe oczy. - Masz nigdy więcej się do mnie słowem nie odezwać, albo zgłoszę cię na policję - powiedziała, po czym odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem w stronę wyjścia.
Jacob patrzył przez chwilę jak się oddala brnąc przez tłum zerkających w ich stronę, zaciekawionych sytuacją uczniów.
Powoli uwolnił Garreta, po czym odwrócił twarz w jego stronę.
- Mam nadzieję, że zrozumiałeś - powiedział. - Bo jeśli nie, to następnym razem nie będzie tak przyjemnie.
Zrobił już dwa kroki aby odejść, lecz nie mógł powstrzymać w sobie uczucia, aby uderzyć chłopaka. Odwrócił się i mocno walną go pięścią w brzuch. Wait wydał z siebie jęk bólu i zgiął się w pół.
Jacob nie mówiąc nic więcej ruszył biegiem za dziewczyną.
Zdołał zobaczyć, jak wychodzi ze spuszczoną głową na dziedziniec szkolny. Przyspieszył i wypadł przez drzwi zaraz za nią.
- Charlie - zawołał, gdy był coraz bliżej dziewczyny zmierzającej do bramy.
Nie odwróciła się, nie zareagowała.
- Hej, hej Charlie - wyprzedził ją i staną twarzą do niej kładąc dłonie na jej ramionach.
Dziewczyna od razu je strzepnęła i z wciąż spuszczonym wzrokiem wyminęła go. Jake westchnął i odwrócił się w ślad za nią.
- Teraz będziesz udawać, że nie istnieję? - zawołał.
Charlie ponownie przyspieszyła kroku, a on ponownie ją wyprzedził, lecz tym razem nie zatrzymywał się. Szedł przed nią tyłem i wpatrywał się w jej twarz.
- Ale wiesz co? Ja tu jestem - powiedział rozkładając ręce. Czar zacisnęła zęby. - I to jest naprawdę frustrujące, jak udajesz, że nic dla siebie nie znaczymy, a wiesz, że wcale tak nie jest. I ja też to wiem.
Zatrzymał się i pozwolił jej siebie wyminąć, gdy zrozumiał, że nic nie wskóra.
- I wiedz, że ja tak tego nie zostawię - zawołał na koniec, gdy Charlotte przechodziła przez bramę.

Dziewczyna szła próbując uspokoić oddech. Doszła do parku i usiadła na najbliższej ławce. Położyła na kolanach trzęsące się dłonie i ścisnęła je najmocniej, jak potrafiła. Patrzyła jak bieleją jej knykcie i głęboko oddychała. Nie będzie płakać.
Musiała wyładować jakoś swoje emocje.
Mocno zacisnęła powieki i dłonie na kolanach.
- Nie rozbeczysz się. Nie rozbeczysz się - powtarzała do siebie bezgłośnie.
Siedziała na ławce starając się nie rozpłakać. Nie mogła sobie na to pozwolić. I tak już ostatnio udowodniła, że jest cholerną płaczką, nie chciała się jeszcze bardziej pogrążać.
Wypuściła z płuc powietrze, które nieświadomie wstrzymywała i powoli rozluźniła powieki i palce na kolanach. Pochyliła głowę i przejechała dłońmi po włosach, po czym splotła je razem i przyłożyła do ust, łokcie podpierając na kolanach.
Rozejrzała się po parku. Nie licząc staruszka z psem było pusto.
Liście na drzewach szumiały. Wracały wietrzne dni. Te niedawne przebłyski słońca były prawdopodobnie ostatnimi ciepłymi dniami w tym roku. I tak nie było tak źle jak na początek października.
Jej wzrok zatrzymał się na starym, rozłożystym dębie rosnącym w odosobnieniu od innych drzew. Przez chwilę mu się przyglądała, po czym chwyciła torbę, wstała z ławki i ruszyła w jego stronę.
Dawno go nie odwiedzała. Jak była mała, to przychodzili tutaj całą rodziną na pikniki co niedzielę. Rozkładali pod dębem koc, jedli zrobione przez mamę kanapki, grali w berka i słuchali, jak tata opowiada historie z jego dzieciństwa, młodości. Uwielbiała te chwile spędzane z rodziną, gdy wszyscy się śmiali i cały smutek wyparowywał. Nawet przez myśl jej wtedy nie przeszło, że rodzice się kiedyś rozwiodą.
Położyła dłoń na korze. Poczuła pod palcami jej chropowatą powierzchnię i na jej twarzy pojawił się przelotny uśmiech, gdy przypomniała sobie jaka wtedy była szczęśliwa. Małe dzieci przecież nie mają zmartwień.
Zadarła głowę do góry i popatrzyła na poplątane gałęzie w koronie. Zrobiła dwa kroki w prawą stronę i odnalazła odpowiednią gałąź. Zrzuciła torbę na ziemię i chwyciła się jej mocno.Oparła stopy na pniu i podciągnęła się w górę.
Po niedługiej wspinaczce była u celu. Główne rozgałęzienie drzewa.
Rozejrzała się, aby określić, w którym kierunku znajduje się pomnik Pierce'a. Gdy go odszukała, opuściła wzrok i strzepała liście z odpowiedniego miejsca. Były tam. Osiemnaście niewielkich serduszek wyrytych w pniu.
Co roku w rocznicę ślubu rodziców tata dorabiał jedno. Nawet gdy tradycja pikników zniknęła, on co roku przychodził tu z mamą, wspinał się dokładnie w to miejsce, gdzie ona teraz siedzi i scyzorykiem dorabiał kolejne serduszko. W tym roku byłoby już dwadzieścia jeden.
Jej rodzice bardzo się kochali. Do tej pory tak jest, tylko mama nie potrafiła mu wybaczyć tego co zrobił.
Tata miał kochankę w Nowym Jorku. Wysyłali go tam z pracy, czasami na dłuższy czas. Gdy mama dowiedziała się, o tej kobiecie załamała się. Co prawda ojciec powiedział jej o tym już kilka miesięcy po zakończeniu tej relacji, ale mama nie potrafiła mu wybaczyć, że tak długo to przed nią ukrywał. Samą zdradę może by mu nawet wybaczyła, bo widziała, że bardzo tego żałował, ale zawiodła się na nim przez to, że wcześniej jej nie powiedział.
Charlie chciałaby, żeby któregoś dnia ktoś pokochał ją tak bardzo jak jej tata pokochał jej mamę. Mimo, że dopuścił się tak strasznego czynu, kochał ją jak nikogo innego i do tej pory widać w jego oczach ten błysk, gdy ją widzi.
Char westchnęła dotykając wyrytych serc. Chciałaby, żeby było jak dawniej.
Poczuła, że po policzku spływa jej pojedyncza łza, która buntowniczo wydostała się z oka. Szybko ją otarła. Ani jedna łza więcej.
Posiedziała tam jeszcze chwilę obserwując park z tej niesamowitej perspektywy.
W końcu zeszła, podniosła torbę z ziemi i bez oglądania się ponownie na drzewo i przywoływania wspomnień udała się z powrotem do szkoły na kolejną lekcję.

Pozostałe lekcje minęły jej dość szybko. Na przerwach też nie działo się nic szczególnego.
Okazało się, że Jake opuścił teren szkoły zaraz po niej, lecz on nie miał najmniejszego zamiaru już do niej tego dnia wracać.
Po powrocie do domu postanowiła uciec myślami do innego świata, jeśli tylko to było możliwe, więc zabrała się za czytanie. Ostatnio nabyła książkę Sue Monk Kidd pod tytułem "Sekretne życie pszczół" i nie miała jeszcze okazji jej zacząć.
Siedziała w salonie pochłaniając treść dzieła, gdy tuż przed dziewiętnastą usłyszała, że ktoś wchodzi do domu.
- Charlie jesteś? - usłyszała głos matki. Faktycznie, dzisiaj miała wrócić do domu z delegacji.
- Tak, mamo.
- Chodź tutaj na chwilę. - Brzmiała na zdenerwowaną.
Dziewczyna zaznaczyła zakładką stronę, na której skończyła, odłożyła książkę na stolik i udała się do kuchni Zauważyła matkę siedząca na krześle przy stole, wpatrującą się w drzwi morderczym wzrokiem.
- Coś się stało? - spytała zmieszana Char.
- Tak. Stało się. - Spuściła wzrok na mocno splecione dłonie ułożone na stoliku.
Dziewczyna nie miała pojęcia, czego ma się spodziewać. Rzadko widywała rodzicielkę w takim nastroju.
- Wyobraź sobie, że dostałam telefon - zaczęła na pozór łagodnym, ale przesyconym surowością tonem. - Zaraz po opuszczeniu samolotu. Może przychodzi ci do głowy, co to był za telefon?
- Nie mam pojęcia - odparła totalnie zmieszana i zaniepokojona. O co jej chodziło?
- Cóż, był to telefon z twojej szkoły. - O cholera. Już wiedziała. - Dlaczego nie chodzisz na matematykę? - Popatrzyła na nią, a w jej oczach widoczna była czysta wściekłość.
- No może i bym chodziła, gdyby nie ta szmata! - Charlotte podświadomie zaczęła krzyczeć.
- Charlie nie podnoś na mnie głosu. Jestem twoją matką!
- Przepraszam, ale jeśli o Melbrookową chodzi, to nie da się rozmawiać inaczej.
- Aż tak bardzo ci przeszkadza, że postanowiłaś nie chodzić na jej lekcje?
- Przeszkadza? Ona jest nienormalna! - Wyrzuciła w górę ręce w geście frustracji. - Jeszcze żeby miała w sobie choć krztę sprawiedliwości, to bym może z nią wytrzymała.
- Charlotte Ann Wesbirt! - krzyknęła rodzicielka. Robiło się groźnie, skoro użyła jej drugiego imienia i podniosła głos. - Masz chodzić na matematykę i nie waż stawiać najmniejszych sprzeciwów!
- Nie - odpowiedziała stanowczo.
Matka wzięła kilka głębokich oddechów i spróbowała się uspokoić.
- Charlie, proszę. Nie chcę się z tobą kłócić.
- Nie każ mi chodzić na jej lekcje.
- Musisz - jęknęła rodzicielka.
- Ale nie do niej - rzuciła i nie chcąc ciągnąć dalej tej dyskusji odwróciła się i udała się szybko do swojego pokoju. Wbiegła po schodach i szybko weszła do siebie, trzaskając drzwiami.
To było oczywiste, że matka się kiedyś dowie. Nie można przecież było tego ciągnąć w nieskończoność. Ona nie da jej teraz spokoju. Musi się wynieść z domu chociaż na kilka godzin. Nie miała teraz ochoty myśleć o matmie i kłócić się z mamą.
Niewiele myśląc wyciągnęła telefon i wykręciła numer Cassie.
- No hej, co tam? - Odebrała po drugim sygnale.
- Masz na dzisiaj plany?
- Do tej pory nie, ale wnioskuję, że zaraz pewnie będę miała.
- Musimy gdzieś wyskoczyć. - Otworzyła szafkę i wyciągnęła z niej lnianą beżową bluzkę, z rękawem trzy czwarte, w czarne poziome paski.
- Gdzie?
- Nie wiem, do jakiegoś klubu czy coś - mówiła szukając w komodzie swoich czarnych zakolanówek.
- Char, wiesz, że jest wtorek, prawda? - spytała Cass, a w jej głosie było słychać kompletne zdumienie.
- Tak, wiem, że jest cholerny wtorek i jutro idziemy do szkoły, ale ja muszę wyjść z tego domu i się rozerwać, rozumiesz? Muszę - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Okej - zgodziła się przyjaciółka. - Ale o dwudziestej trzeciej wychodzimy.
- Dobra - powiedziała wyciągając z szafy czarną, lateksową spódnicę
- Będę u ciebie za pół godziny.
- Okej.
Rozłączyła się, rzuciła telefon na łóżko i zaczęła się szykować. Musiała się oderwać.
Jeszcze tylko nie wiedziała, że nie wszystko pójdzie całkiem po jej myśli.


_____________________________________________________________________________________________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ.

8 komentarzy:

  1. dziewczyno blagam niech beda razem

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyno błagam szybko pisz następny!! <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  3. smutno mi jak nie są razem :c cóż, tak czy inaczej rozdział mi się podobał <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Agusia, kurde no! Oni muszę być razem, rozumiesz? MUSZĄ! JAK NAJSZYBCIEJ!

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszą być razem :c


    http://www-neverletyougo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. kiedy nowy rozdział ? czekam i czekam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. postaram się jak najszybciej, ale niestety nie wiem czy wyrobię się przed niedzielą

      Usuń