czwartek, 8 sierpnia 2013

009.


Garret złapał się za bolącą szczękę. Był zdezorientowany. Co się stało? Całował Charlie i nagle ktoś go uderzył. Kto? Nie musiał długo się zastanawiać. Gdy tylko podniósł wzrok, ujrzał nad sobą rozwścieczonego Jake'a. No jasne.
- Kurwa człowieku! Co ci odbiło? - wrzasnął do niego prostując się tylko po to, aby po chwili znów oberwać w twarz. O nie. Garret, nic więcej nie mówiąc, szybko oddał cios.
- Przestańcie! - usłyszał wśród głośnej muzyki krzyk Charlie. Zignorował ją i ponownie uderzył przeciwnika, który cofnął się i wpadł na innych ludzi, którzy już nie tańczyli, tylko stali i przyglądali się całej sytuacji.
Jake przetarł twarz i poczuł na palcach coś mokrego. Spojrzał na dłoń. Krew. Nie zastanawiając się, złapał Garreta za szyję i przygwoździł go do ściany.
- Jake przestań! - Charlie złapała go za ramię i próbowała odciągnąć. W jej głosie słychać było panikę.
- Powiedział ci chociaż, dlaczego naprawdę się tu wprowadził? - spytał ją, nie spuszczając oczu z Garreta. Dziewczyna zignorowała pytanie i dalej błagała, żeby przestali. - Powiedział ci!? - podniósł głos, wciąż wpatrując się w oczy Wait'a. Widział w nich wściekłość z domieszką strachu.
- Tak! Powiedział mi! Jakie to ma teraz znaczenie? - Char nie wiedziała, o co mu chodzi.
- Co ci powiedział? - w końcu chłopak odwrócił głowę w jej stronę.
- Przyjechał tu z rodzicami, bo jego tata się tu wychowywał! - odpowiedziała najszybciej, jak mogła, wyrzucając ręce w powietrze, ponieważ wciąż nie wiedziała, o co mu chodzi.
- I tyle? - ponownie przeniósł wzrok na chłopaka przy ścianie.
- Jezu, jego dziadkowie tutaj mieszkają! Jego rodzicom się tu podoba! O co ci kurwa chodzi!? Jake puść go! - dziewczyna dalej krzyczała i ponownie zaczęła odciągać go, od Garreta.
Jake ironicznie się zaśmiał, jeszcze raz uderzył przeciwnika w twarz i po chwili go puścił, aby osunął się na ziemię. Wiedział, że już i tak źle wypadł przed Charlie, ale nie mógł tego teraz tak zostawić. Musiał powiedzieć jej prawdę.
- Ty pieprzony skurwysynie! - poczuł, jak Garret łapie go od tyłu za ramię, ale zdążył zablokować cios i powalił go na ziemię.
- Mówisz o sobie? - spytał pochylając się nad nim. - Nie powiedziałeś jej, jaką miałeś wspaniałą reputację w poprzednim miejscu zamieszkania, huh?
- A ty kurwa, co możesz wiedzieć o moim wcześniejszym życiu? - Garret nie miał pojęcia, skąd ktokolwiek mógł wiedzieć cokolwiek o jego przeszłości.
- Wiesz, mam w twoim pięknym miasteczku rodzinę. Amelia Dawson, kojarzysz? - Nie odezwał się. Oczywiście, że ją kojarzył. Chodził z tą suką do szkoły przez jakieś piętnaście miesięcy. Zawsze wpieprzała się w nieswoje sprawy. - Otóż jest ona moją kuzynką i troszkę mi o tobie opowiedziała.
- Raczej za bardzo ciekawego życiorysu nie mam - Garret nie miał zamiaru przyznawać się do czegokolwiek, co on powie. Na pewno nie w obecności Charlie.
Jacob postanowił wyłożyć kawę na ławę.
- Jeśli uważasz wywalenie z dwóch szkół, przez narkotyki za nudne to fakt, nie za bardzo ciekawy.
- Garret, o czym on mówi? - Charlotte popatrzyła na chłopaka, niepewna, czy to, co przed chwilą usłyszała, jest prawdą. Chłopak tylko na nią popatrzył. - Garret, czy to prawda!? - podniosła głos.
- Oczywiście, że nie - odpowiedział patrząc jej w oczy.
- Czyżby? - prychnął Jake, po czym zwrócił się do dziewczyny. - Charlie nie wierz mu - wskazał ręką brązowookiego.
Char stała tam zdezorientowana, nie wiedziała, komu ma wierzyć.
- Nie okłamałbym cię - powiedział Garret podnosząc się z podłogi. - Może nie znamy się długo, ale na prawdę mam cię za przyjaciółkę. Gdyby coś takiego miało miejsce w mojej przeszłości na pewno bym ci o tym powiedział osobiście. - Mówił to z przekonaniem patrząc jej w oczy. Nie wiedziała, co w nim takiego było, ale uznała, że mówi prawdę.
- Wierzę ci - stwierdziła stanowczo.
- Dziewczyno ty nie wiesz, co mówisz! - Jacob zareagował krzycząc i wymachując rękami. Nie przyjmował do wiadomości, że Charlotte uwierzyła temu dupkowi, a nie jemu. - Przecież ty go prawie nie znasz! Ten koleś nie jest godny zau..
- Zamknij się! - przerwała mu w pół słowa odwracając się w jego stronę. W jej głosie wyraźnie było słychać wściekłość. - Nie odzywaj się do mnie - powiedziała gorzko wcelowując oskarżycielsko w niego palec wskazujący. - Mam cię już po dziurki w nosie! - Zbliżyła się tak, że palcem dotykała jego klatki piersiowej. - Zostaw mnie w końcu w spokoju - wysyczała przez zaciśnięte zęby i odwróciła się szybko kierując się w stronę wyjścia. 
Przechodząc obok Garreta złapała go za rękę i pociągnęła za sobą. Chciała jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tego cholernego idioty, który zawsze wszystko psuje. Tak, tylko tak potrafiła go teraz określić. Idiota. Debil. Dupek. Kretyn. Matoł. Popapraniec. Ciota. ZADUFANY W SOBIE CHUJ.
Jak on śmiał wymyślić coś takiego? Była na niego tek cholernie wściekła. Naprawdę miała go już kompletnie dosyć. Miała go dosyć w szkole. Miała go dosyć na mieście. Miała go dosyć na imprezach. Miała go dosyć w swoim życiu. Miała go dosyć w swojej głowie. Po prostu było go już za wiele.
Zostawiła za sobą oniemiałego Jake'a, przecisnęła się przez tłum ludzi, którzy po tym co przed chwilą zaszło odprowadzili ją wzrokiem do samego wyjścia.
Garret i Charlie zmierzali do domu w ciszy, ale widać było, że dziewczyna gotuje się ze wściekłości. Szła szybko przed nim sycząc coś niezrozumiale pod nosem. Dwie przecznice od ich domów chłopak postanowił w końcu zareagować.
- Charlie stój! - Podbiegł i złapał ją za ramiona.
- Jak on mógł to zrobić? - spytała chłopaka odchylając głowę z niedowierzania i przeczesując włosy dłonią. - Jak on mógł tak po prostu podejść i.. Cholera! On cię pobił! - ze złości na Jake'a kompletnie zapomniała o Garrecie. Przyłożyła dłoń do jego policzka przyglądając się każdemu centymetrowi jego twarzy. - Nic ci nie jest?
- Na pewno będzie siniec pod lewym okiem. Poza tym, to bywało gorzej - powiedział uśmiechając się lekko i patrząc jej w oczy.
- Jak to bywało gorzej?
- Daj spokój Char, każdy chłopak w moim wieku ma za sobą już jakieś bójki - odpowiedział rozbawiony jej opiekuńczością.
- A. No tak. Przepraszam - powiedziała pospiesznie zabierając dłonie z jego twarzy. - Jak on mógł mówić o tobie takie rzeczy? Że niby byłeś wywalony z dwóch szkół? Za coś z narkotykami? - pytała kręcąc głową.
- Chyba mu nie wierzysz? - zapytał przestępując z nogi na nogę.
- Nie, no coś ty! Nigdy w życiu. Na pewno nie jemu - odparła. Chłopak westchnął z zadowolenia.
- To fajnie. - Uśmiechnął się, a Charlotte to odwzajemniła. - Chodźmy już do domu - powiedział łapiąc ją za rękę i splatając ich palce. Dziewczyna poczuła przyjemne mrowienie w dłoni.
- Okej - odpowiedziała i ruszyli.
Byli coraz bliżej jej domu. Charlie czuła, że musi coś powiedzieć.
- Słuchaj.. - zaczęła niepewnie. - Chciałam cię przeprosić za dzisiaj - powiedziała spuszczając wzrok.
- Za co? - Garret popatrzył na nią zdezorientowany.
- Cóż, to była twoja pierwsza impreza w tym mieście i chyba nie poszło najlepiej. - Przygryzła wargę. Stali teraz naprzeciwko siebie przed jej domem, wciąż trzymając się za ręce.
- Fakt, trochę inaczej sobie to wyobrażałem  - zaśmiał się lekko.
- Taa.. - przyznała uśmiechając się niezręcznie. Nie chciała się jeszcze z nim żegnać.
- Ale i tak było fajnie. Bo ty byłaś tam ze mną. - Uśmiechnął się do niej figlarnie, a ich spojrzenia się spotkały.
- Schlebiasz mi - zaśmiała się.
- Chyba czas już się rozejść - powiedział po chwili milczenia.
- Chyba. - Zaczęła powoli kierować się w stronę wejścia do domu. Chłopak nadal trzymał jej rękę.
Oddalała się od niego w ciszy, patrząc mu się w oczy i coraz bardziej rozciągając rękę, bo nie chciała puścić jego dłoni. Gdy w końcu ich palce się kompletnie rozłączyły, a Char odwróciła się w stronę drzwi, Garret szybko podszedł, złapał ją w talii i złączył ich usta.
Dziewczyna była zaskoczona tym ruchem, ale szybko oddała pocałunek. Ich usta zgodnie ze sobą współpracowały, gdy ułożyła dłonie na jego ramionach. Charlotte chciała zatrzymać tę chwilę na zawsze. Nikt jeszcze jej tak nie całował. Poczuła przyjemny dreszcz, który przeszył jej ciało od ust, aż po palce u stóp. Powoli jego miękkie usta zaczęły się odłączać od jej. Na koniec chłopak chwycił jej dolną wargę pomiędzy swoje i lekko ją pociągnął. Oparł swoje czoło o jej. Stali tak przez moment nic nie mówiąc.
- Dobranoc Charlie - powiedział w końcu. Ponownie lekko musnął jej usta, odwrócił się i odszedł w stronę swojego domu. Dziewczyna chciała odpowiedzieć, ale nie mogła wydusić z siebie słowa. Stała i patrzyła jak chłopak znika za drzwiami budynku po drugiej stronie ulicy. Zanim całkowicie zamknął drzwi posłał jej jeszcze ogromny uśmiech.
Char dotknęła dłonią swoich ust, na które wpełzł już uśmiech. Powoli odwróciła się i ruszyła do środka.

***

Cassie postanowiła wybrać się na spacer w sobotę rano. Cóż, może nie takie rano, było już po jedenastej. Musiała uspokoić myśli. Nie mogła uwierzyć, że przespała się z Reggie'm. Właściwie to spania tam nie było. Jednorazowy numerek na imprezie. Przecież to chyba nic złego, co nie? Przecież każdy tak robi. Ale chyba nie każdy po takowym numerku ucieka.

- Gdzie już lecisz Wilson? - spytał Reggie siedząc na czyimś łóżku w domu, w którym odbywała się impreza.
- Nie twój interes - odpowiedziała pospiesznie wciągając na nogi swoje czerwone rurki.
- Właśnie uprawiałem z tobą seks. Mam prawo się zapytać, dlaczego już uciekasz - zaśmiał się.
- A co? Masz ochotę na drugą rundę Peters?  - spytała szukając swojego buta.
- Oj żebyś wiedziała - uśmiechnął się.
Cass zarumieniła się i pospiesznie wyszła z pokoju trzaskając drzwiami i zostawiając chłopaka samego.

Ugh. Była zła na siebie. Nie uciekła dlatego, że jej się nie podobało. Wręcz przeciwnie. To, co o nim mówią, jest najszczerszą prawdą. Ten facet jest dobry w tych sprawach. Od wczoraj nie mogła przestać myśleć o tym, co między nimi zaszło. Jeszcze nigdy w swoim dotychczasowym życiu nie czuła takiej przyjemności, jak podczas bycia z nim. Bała się chwili,gdy ponownie go spotka. Już nie będzie się czuła przy nim tak pewnie. 
Biorąc łyk swojego czekoladowego shake'a wybrała numer do Charlie. Wesbirt odebrała po trzecim sygnale.
- No hej, dzwoniłaś? - spytała od razu Cass.
- Yhym. Nie mogę przestać myśleć o wczorajszej sytuacji - powiedziała. Witaj w klubie laska, pomyślała blondynka, ale nie wypowiedziała tego na głos.
- A tobie co ciekawego się wczoraj przydarzyło? - zapytała zaciekawiona siadając na ławce.
- Gdzieś ty była, że nie widziałaś? 
- Tu i tam - odpowiedziała wymijająco. - Mów już, co się wydarzyło. Może oderwiesz mnie na chwilę od własnych myśli.
- Jake i Garret się pobili.
- Że co!? - wykrzyknęła dziewczyna prawie dławiąc się z zaskoczenia.
- Bo Jake się wciąż na mnie gapił, to w końcu się wkurzyłam i pocałowałam Garreta, żeby mu zrobić na złość - tłumaczyła Char przez telefon. - I podziałało. Wkurzył się, podszedł i zaczął bójkę.
- Uuu dziewczyno, jak ty na niego działasz - zaśmiała się.
- Przestań. To wcale nie jest śmieszne - skarciła ją przyjaciółka. - Przecież wiesz, że jutro znów będę dla niego niewidzialna, więc nie ma się co łudzić.
- Czy aby na pewno? Na twoim miejscu bym się poważnie nad tym zastanowiła Charlie - poradziła jej całkiem poważnie.
- Nie chcę mieć z nim nic wspólnego - odparła stanowczo. - W ogóle to nie uwierzysz co jeszcze zrobił.
- Oświeć mnie. - Cassandra gestykulując machnęła ręką, w której trzymała kubek, chociaż wiedziała, że przyjaciółka jej nie zobaczy.
- Wymyślił coś, że Garreta podobno wyrzucili z dwóch szkół za jakieś sprawy związane z narkotykami - w jej głosie słychać było niedowierzanie.
- Hmm.. On naprawdę ma taką wyobraźnię?
- Najwidoczniej. - odpowiedziała, po czym zapadła chwilowa cisza. - Jest jeszcze coś.. - powiedziała Char przyciszonym głosem.
- Zamieniam się w słuch.
- Bo po tej bójce, wyszłam razem z Garretem do domu..
- I..? - spytała zaciekawiona Cass.
- I on mnie pocałował. Ale nie tak, jak na imprezie. Ten pocałunek.. Coś w nim było - wyznała.
- A problem w tym, że?
- Że wiesz, o kim i tak w tamtym momencie myślałam.
- Marsh - westchnęła Cassie przylegając plecami do oparcia ławki.
- Dokładnie. Chociaż ten pocałunek był wspaniały, a na tego debila byłam wściekła jak cholera, to i tak o nim myślałam.
- No niezbyt fajnie.
- Taa.. Dobra, a ty? Gdzie wczoraj byłaś? Co wczoraj robiłaś? - spytała Charlotte.
- Yyy.. Tańczyłam - (aka pieprzyłam się z Peters'em).
- Na pewno? - Cass zakłopotana zaczęła się rozglądać. Nagle dostrzegła znajomą postać idącą w jej kierunku.
- Słuchaj Char, muszę kończyć, pa - powiedziała i rozłączyła się nie dając przyjaciółce szansy na odpowiedź. Pociągnęła przez słomkę duży łyk shake'a, po czym wstała z ławki i wyszła na przeciw zbliżającej się osobie.
- Cześć - powiedziała stając z nim twarzą w twarz. Wiedziała, że prędzej czy później ten moment dzisiaj nadejdzie, jak każdego dnia od poniedziałku, więc na co czekać?
- Hej córciu. - Jej tata pokazał szereg białych zębów uśmiechając się. - Jak tam u ciebie?
- Dobrze - odpowiedziała to, co zwykle.
- Słuchaj, chciałbym cię zaprosić na obiad - oznajmił. - Jutro. Chcę żebyś kogoś poznała.
Dziewczyna nie miała ochoty tam iść, ale postanowiła czegoś spróbować.
- Czy jeśli pójdę, to dasz mi spokój? - spytała po chwili zastanowienia.
Ojciec westchnął i pokręcił głową.
- Wiesz, że nie zrezygnuję całkowicie z kontaktu z tobą.
- To może, czy nie będziesz mnie bez przerwy nachodził?
Po chwili milczenia pan Wilson w końcu się odezwał.
- Bądź gotowa o pierwszej, przyjadę po ciebie. - Dziewczyna uznała to jako zgodę.
- Będę - odpowiedziała, po czym odwróciła się i bez słowa odeszła.

***

Caire siedziała na wannie i nie mogła powstrzymać swoich doni od trzęsienia się. Łzy spływały po jej policzkach. Nie mogła w to uwierzyć. Nie mogła uwierzyć w swoją głupotę. 
Nie chciała w to wierzyć.
Ale jednak, to prawda. Co ona teraz zrobi? Jak teraz będzie wyglądało jej życie?
- Kochanie, wszystko w porządku? - usłyszała zza drzwi głos matki. Pociągnęła nosem i szybko wstała wycierając łzy.
- Tak, wszystko okej - wydusiła z siebie i odkręciła wodę, aby przemyć twarz. 
Okłamała ją, ale co miała zrobić? Powiedzieć jej prawdę? Bała się. Bała się jej reakcji.
Spojrzała w lustro i zaczęła uspokajać oddech. Mama nie może zobaczyć jej w takim stanie. "Weź się w garść Air. Wszystko będzie dobrze" powiedziała sobie w myślach. Odetchnęła głęboko i wyszła z łazienki, zgarniając po drodze leżący na pralce test ciążowy,wskazujący wynik pozytywny.



_________________________________________________________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ.

KAŻDY komentarz to ogromna motywacja do dalszej pracy.
Tyle w temacie.

Przypominam, że założyłam zakładkę "Informowani".