piątek, 29 listopada 2013

012.

Impulsywny - taki, który szybko i wyraziście reaguje na bodźce; taki, który jest porywczy.

Synonimy: pobudliwy, nieopanowany, porywczy, spontaniczny

Antonimy: spokojny, opanowany

Osobowość chwiejna emocjonalnie typ impulsywny - zaburzenie osobowości, w którym występuje wzorzec zachowań gwałtownych, przy braku przewidywania ich konsekwencji.

~~~~

Wystarczyło jedno niekontrolowane we śnie poruszenie ręki, aby zsunąć z szafki nocnej telefon. Bam! Charlie obudziła się gwałtownie i podniosła się do pozycji siedzącej, czego momentalnie pożałowała. Pulsujący ból rozsadzał jej głowę. Zakryła twarz dłońmi i wydała z siebie westchnięcie. Czy ona naprawdę wczoraj się tak bezmyślnie schlała? Nie miała innego wytłumaczenia swojego obecnego samopoczucia. 
Poczuła niesamowitą suchość w gardle. Musiał być chyba środek nocy, w pokoju było niesamowicie ciemno.
Powoli schyliła się i zaczęła niezdarnie szukać dłońmi stojącej obok łóżka butelki z wodą. Bardziej ją usłyszała, niż wyczuła palcami. Mimo iż ten przerażający dźwięk zginającego się i odginającego plastiku trwał krótko, zabrzmiał w jej uszach niczym ogromne krople deszczu silnie uderzające o blaszany dach.
- Ciii.. - wymamrotała do nikogo, marszcząc czoło w wyniku nieprzyjemnego uczucia.
Opierając się łokciem na brzegu łóżka podniosła butelkę. Dziewczyna jęknęła orientując się, że w środku są góra dwa łyki. Odkręciła korek i podniosła butelkę do ust, maksymalnie ją wychyliła i przełknęła resztkę wody. 
Nadal chciało jej się strasznie pić. Nachyliła się ponownie i niezdarnie podniosła z podłogi telefon. Odszukała dotykiem przycisk odblokowujący i go nacisnęła. Ostre, jasne światło ekranu poraziło jej oczy i momentalnie odwróciła od niego wzrok. Gdy jakimś cudem w końcu przyzwyczaiła się do rażącego światła przyjrzała się, aby sprawdzić godzinę. 5:42. Wykrzywiła twarz w niezadowoleniu.
Po chwili bezczynnego siedzenia zaczęła powoli wydostawać się z łóżka. Spała w ubraniu. Jak ona w ogóle dostała się do domu? Westchnęła spuszczając nogi na podłogę. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętała było to, że bramkarze w Malezji nie chcieli wpuścić jej do środka.
Wstała z łóżka i od razu podparła się ściany. Pulsowanie w głowie było nie do zniesienia. Jedną dłonią trzymając się ściany, a drugą masując skronie ruszyła w stronę drzwi..
Powieki nadal jej ciążyły, ale pragnienie picia było większe niż pragnienie snu.
Stanęła w progu i opierając się ramieniem o framugę potrząsnęła energicznie głową. "Char, ogarnij się. To po prostu kac." rozkazała sobie w myślach i ruszyła dalej. Krzywiła się za każdym razem, gdy któryś z paneli zaskrzypiał.
Zeszła ostrożnie po schodach i skierowała się do kuchni.
- Przepraszam - wymamrotała niewiele myśląc, gdy wpadła na szafkę na korytarzu.
Odszukała dłonią, na ścianie po lewej stronie wejścia do kuchni, włącznik światła i go nacisnęła. Odruchowo cofnęła głowę reagując na ponowny nieprzyjemny bodziec wzrokowy. Zamrugała kilka razy próbując przyzwyczaić się do jasności.
Wciąż mrużąc oczy podeszła do zlewu. Wyciągnęła szklankę z górnej szafki, nalała sobie wody i pociągnęła długi łyk.
Uzupełniła szklankę do pełna i udała się z powrotem do łóżka. Stanęła przed schodami i nie poruszała się przez chwilę, rozmyślając z zamkniętymi oczami nad tym, czy jest sens, aby wracać na górę.
W końcu westchnęła i ruszyła do salonu.
Podeszła do telewizora, chwyciła pilota i włączyła go, ściszając do minimum zanim jeszcze całkowicie się uruchomił.
Odwróciła się, aby położyć się na kanapie.
Brzdęk! Poczuła, jak krople wody i kawałki rozpryskanego szkła spadają na jej stopy, ale teraz jej to nie obchodziło.
Słaba poświata telewizora oświetlała sylwetkę chłopaka znajdującego się na kanapie, który podskoczył budząc się na dźwięk rozbijającego się szkła. Zszokowana patrzyła na niego i czuła, jak jej serce bije coraz szybciej. 
Co się wczoraj wydarzyło? Fala wspomnień wczorajszego wieczoru uderzyła w jej głowie. Krawężnik. Malezja. Jake. Ramiona Jake'a wokół jej talii, gdy prowadził ją do samochodu. Samochód Jake'a. Niosące ją silne ramiona Jake'a. Śmiech Jake'a. "Zostań, proszę". "Będę na dole". 
Nie. Nie. Nie. Nie. To nie miało się zdarzyć. Ona miała o nim zapomnieć. Wszystko poszło nie tak. Nie tak. 
Miała się do niego więcej nie odezwać. Przemyślała to. Wczoraj w Sicky Jane. Postanowiła się od niego odciąć. 
On powinien teraz być w swoim domu. Albo w samochodzie jadąc gdzieś daleko. Albo u kogoś innego. Gdziekolwiek, ale nie na kanapie w jej domu.
- Hej Charlie - nagle znalazł się obok niej. - Wszystko w porządku? - spytał kładąc na jej ramieniu dłoń, którą momentalnie strąciła, jakby parzyła niesamowitym gorącem.
Kręciła głową robiąc drobne kroki w tył
- Nie - wyszeptała zmieszana rozglądając się po pokoju i szukając jakiegokolwiek znaku, że to jednak się nie dzieje naprawdę. - Nie - powtórzyła.
- Charlie? - Na twarzy chłopaka można było zauważyć niepokój. - Coś nie tak? - spytał zbliżając się.
- Wszystko jest nie tak. - Char złapała się za głowę. Jej oddech był niesamowicie szybki, jakby właśnie przebiegła jakiś maraton, a pulsowanie w głowie przybrało jeszcze bardziej na sile. Ponownie poczuła na sobie jego dłoń. - Nie dotykaj mnie! - Ją samą przeraziła głośność wykrzyczanych przez nią słów.
- Hej, hej. Spokojnie - mówił opanowanym głosem, choć w środku czuł niesamowite zamieszanie. Stał w niewielkiej odległości od dziewczyny z rękami rozłożonymi tak, żeby pokazać jej, że nic jej nie zrobi. - Char oddychaj.
- Nie mogę! - krzyknęła z trudem robiąc kolejny głęboki wdech. Prawą dłoń przyłożyła do klatki piersiowej, jakby miało jej to pomóc w jakiś sposób w oddychaniu, a palec wskazujący lewej dłoni wycelowała w chłopaka. - Ty! - popatrzyła na niego, a w jej oczach kryła się złość. - Nie powinno cię tu być! - kolejny ciężki oddech. - Dlaczego znowu to robisz? - w tym momencie głos jej się załamał i poczuła, że w jej oczach zaczynają zbierać się łzy. Wciąż szła tyłem w stronę korytarza.
- Charlie, uspokój się - powiedział delikatnie podchodząc trzy kroki bliżej.
- Nie zbliżaj się do mnie! - wrzasnęła, po czym szybko się odwróciła i pobiegła do łazienki. Zamknęła drzwi, zanim ją dogonił i oparła się o nie plecami.
Słyszała i czuła, jak walił w drewnianą powłokę i wołał, aby otworzyła drzwi. Pomiędzy jej nierówny oddech wkradł się szloch, a po policzkach popłynęły pierwsze łzy. Głupia głupia głupia. Powtarzała sobie w myślach. Obiecała sobie, że nie dopuści więcej do żadnej sytuacji z udziałem ich dwójki. Coś kiepsko jej idzie dotrzymywanie obietnic złożonych samej sobie.
Zacisnęła powieki i usta, a dłońmi mocno zasłoniła uszy. Zaczęła kołysać się w przód i w tył próbując go zignorować. Próbując wyobrazić sobie, że nie dzieli ich tylko trzy-centymetrowa powłoka drzwi. Że wcale go tam nie ma.
Nie dało się tego zrobić. Mimo, że próbowała z całych sił, wciąż słyszała, jak teraz już krzyczy jej imię i wali w drzwi. Prosi, żeby mu otworzyła.
- Przestań - wyrwało się cicho z jej ust. - Przestań - powtórzyła głośniej, ale nic się nie zmieniło. - Przestań! Przestań do cholery! - potężny krzyk przedarł jej gardło.
Walenie w drzwi i krzyki ustały. Odetchnęła głęboko, zdjęła dłonie z uszu i oparła je o powierzchnię za sobą.
- Charlie?- usłyszała łamliwy głos po drugiej stronie.
Wybuchła jeszcze silniejszym płaczem. Nie kontrolowała tego. Osunęła się na podłogę, gdy spod zaciśniętych powiek wypływało coraz więcej łez.
- Charlie proszę.. - odezwał się ponownie. - Proszę, porozmawiaj ze mną - poprosił błagalnym tonem.
- Nie - odpowiedziała na tyle głośno, aby usłyszał. - Nie chcę z tobą rozmawiać.
- Na pewno?
- Nie wiem.
- A co wiesz?
- Nie wiem. Proszę przestań. - Odchyliła głowę do tyłu i oparła ją o drzwi kręcąc nią.
- Co mam przestać?
- Wiesz co..
- Nie, Charlie, nie wiem - stał po drugiej stronie z czołem opartym o drzwi i łzami wolno spływającymi mu po policzkach.
- T-to. Wszystko? - Odetchnęła głębiej, a po cichej chwili zapytała: - Dlaczego to robisz?
Nastała cisza. Nie przytłaczająca, tylko po prostu cisza.
Char powoli zaczęła się uspokajać i ocierać policzki dłońmi.
- Bo mi na tobie zależy - usłyszała odpowiedź i zatrzymała dłoń w połowie ruchu. Nowa porcja łez zebrała się w jej oczach.- Tak cholernie mi na tobie zależy - kontynuował. - Chciałbym, żeby na twojej twarzy bez przerwy gościł uśmiech. Boże, ten twój niesamowity uśmiech. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak ja go uwielbiam - westchnął, a ona siedziała nieruchomo wsłuchując się w jego słowa. - Chciałbym chronić cię przed wszystkim. Przed światem. Chociaż pewnie teraz ja jestem tym, przed którym trzeba cię chronić. Pewnie mnie nienawidzisz. Przepraszam Charlie. Wiem, że jestem idiotą - usłyszała stuknięcie, gdy bezsilnie opuścił czoło na drzwi. - Jestem takim ogromnym idiotą. Nie wiem, czy ktoś kiedykolwiek żałował czegoś tak bardzo, jak ja żałuję wszystkich głupich czynów z mojej strony, które w jakiś sposób cię zraniły. Kurwa, Charlie - walnął pięścią w drzwi. - Przepraszam..
Przez dłuższą chwilę było słychać tylko ich oddechy, które coraz trudniej było im wykonywać.
- Wiesz - odezwał się w końcu uśmiechając się ironicznie na obrazy pojawiające się w jego głowie. - Mógłbym godzinami patrzeć w twoje oczy. Chyba nigdy by mi się to nie znudziło. Szkoda, że tak rzadko nadarza mi się do tego okazja - westchnął. - Masz piękne oczy. Duże, brązowe, w których chciałbym czasami zatonąć. I twój uśmiech. Też jest piękny, ale to chyba już mówiłem - zaśmiał się lekko.
Charlie coraz mocniej zaciskała powieki. Każde kolejne wypowiadane przez niego słowo robiło coraz większy mętlik w jej głowie.
- Czasami zamykam oczy tylko po to, aby zobaczyć pod powiekami twój obraz.
Gwałtownie wciągnęła powietrze gdy to usłyszała. Jednocześnie chciała, aby kontynuował i aby przestał.
- Nie jestem jeszcze całkiem pewien, jak określić uczucie, którym cię darzę, ale jest ono niesamowicie silne. Gdybym mógł, to chciałbym spędzać z tobą każdą możliwą chwilę. Chciałbym wywoływać uśmiech na twojej twarzy. Chciałbym być kimś, kto podnosi cię w górę, gdy upadasz na dno, ale teraz jestem chyba kimś odwrotnym.
- Jesteś kimś, kto mnie na to dno ściąga - odpowiedziała cicho. Nie była pewna, czy to słyszał, ale nie był też pewna, czy chce potwierdzić prawdę, której on sam już się domyślał.
- Char wybacz mi - powiedział błagalnym tonem. - O nic więcej nie proszę. Wybacz te wszystkie chwile, w których przeze mnie cierpiałaś. Wiem, że proszę o dużo.. Jednak mam nadzieję, że mi wybaczysz. Nie potrafię dłużej znosić tego poczucia beznadziejności przez to, że przez cały czas traktowałem cię jak chuj. Proszę..
Po tych słowach zapadła cisza.
Char nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Nie miała pojęcia.
Prawy łokieć miała oparty o kolano. a dłoń przyłożoną do ust. Pusty wzrok skoncentrowała na srebrnym uchwycie drzwiczek szafki pod umywalką naprzeciwko niej.
Po chwili usłyszała za drzwiami jego kroki. Tylko dwa. Może trzy. A później głośne westchnienie. Wciąż tam był.
Co ona miała teraz zrobić? Pojedyncza łza spłynęła do jej warg. Poczuła jej słony smak. Tak bardzo dobrze już znany.
Siedziała tak nieruchomo. Na jej nogach pojawiła się gęsia skórka spowodowana zimnem podłogi, na której siedziała, ale nie obchodziło jej to. Po prostu siedziała. I myślała. O wszystkim.
Próbowała podjąć jakąś decyzję, ale nie potrafiła. Dlaczego ona w ogóle poprosiła go wczoraj, żeby został? Dlaczego w ogóle się do niego odezwała? Dlaczego postąpiła tak głupio?
Widocznie alkohol wzmaga impulsywność.
Pokręciła głową klnąc na siebie wewnętrznie. Nigdy więcej alkoholu. Nie trzeba jej więcej takich sytuacji.
Westchnęła ciężko. Przetarła ostatni raz policzki. Przejechała otwartą dłonią po włosach, po czym powoli podniosła się z podłogi.
Przez chwilę się jeszcze wahała, lecz w końcu ostrożnie odsunęła drzwi i położyła dłoń na klamce.Niepewnie ją nacisnęła.
Otworzyła drzwi. Chłopak siedział pod przeciwległą ścianą, ręce bezwładnie opierał na zgiętych kolanach. Podniósł się, gdy tylko ją zobaczył.
Stali na przeciwko siebie nic nie mówiąc. Na twarzach ich obojga widać było ból.
Dzieliły ich dwa metry. Patrzył w jej oczy. Tak, jak chciał. Słyszał jej głęboki oddech. Wystarczyło, aby zrobił dwa kroki i mógłby jej dotknąć.
- Ja.. - zaczął, ale nie potrafił dokończyć. Jej widok wypłoszył z niego całą pewność siebie. Stała przed nim. Twarz miała spuchniętą od płaczu, a wszystkie nieprzyjemne uczucia emanowały z niej na odległość. Przez niego. Ale nadal była piękna. Przeczesał dłonią roztrzepane włosy. - Cholera - mruknął. - Przepraszam - powtórzył wpatrując się w jej oczy i czując, jak jego własne zaczynają ponownie go piec. A ona tam stała. Zupełnie nieruchomo. Tylko na niego patrzyła.
Walczyła w środku z sobą, aby tylko się teraz nie rozpłakać. Nie mogła tego zrobić.
Stali tak dobrą minutę. W ciszy obserwując się wzajemnie. Próbując wyczytać coś z oczu tej drugiej osoby. On widział głównie cierpienie. Ona widziała głównie żal.
Wiedziała, co zrobi...
- Wybaczam ci - odezwała się w końcu.
Jake zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Poczuł niesamowitą ulgę.
Zrobił krok w jej kierunku, a ona jednocześnie cofnęła się w tył.
...ale wcześniej złożyła sobie obietnicę.
- Teraz wyjdź - powiedziała stanowczo.
- Al.. - zaczął zdezorientowany.
- Wyjdź - nie pozwoliła mu dojść do słowa. - I nic nie zmieniaj. - Walczyła z łzami wypowiadając te słowa. - Nie chcę mieć z tobą więcej wspólnego, niż to konieczne.
Patrzył na nią jeszcze przez chwilę próbując przerobić w głowie jej słowa i ich cel. Gdy w końcu zrozumiał, że mówi na poważnie, wydał z siebie pełen frustracji wrzask i skierował się do drzwi frontowych.
Wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Na zewnątrz robiło się już jasno. Po drodze do samochodu wyciągnął z kieszeni klucze.
Wsiadł do środka, odpalił silnik i wyjechał na ulicę. Rozzłoszczony ruszył przed siebie wciskając gaz do dechy.
Rozumiał ją. Wprawdzie dziwił się, że mu w ogóle wybaczyła. Ale rozumiał jej decyzję.
Zresztą właściwie to nie za bardzo.
- Kurwa - uderzył dłonią o kierownicę.
Przecież on wie, że coś między nimi jest. I ona też to wie. Więc dlaczego tak postąpiła?

***

Natalie ruszyła w stronę domu zaciekawiona sytuacją, której przed chwilą była świadkiem i jednocześnie zdezorientowana. Co Marsh robił u nich w domu o tak wczesnej porze i dlaczego wyszedł taki wkurzony?
Właśnie pożegnała się z Brandonem, który podwiózł ją od siebie, gdy jechał do pracy.
Otworzyła drzwi niepewna, co może zastać w środku.
- Charlie? - zawołała w progu. - Charlie gdzie jesteś i dlaczego widziałam właśnie wkurzonego chłopaka wychodzącego z naszego domu? - Zdjęła buty i rzuciła torebkę na szafkę przy wejściu, po czym skierowała się w stronę salonu.
Nagle usłyszała szloch. Przestraszyła się. Szybko udała się do jego źródła.
Przy drzwiach do łazienki siedziała jej siostra opierając się o ścianę i płacząc tak, że ten widok powoli łamał jej serce na kawałki.
Usiadła obok niej i przytuliła ją mocno.
- Oh, Char.. - westchnęła.
- Ja - zająknęła się. - Ja nie wiem, dlaczego.. Dlaczego ja to zrobiłam. - Jej płacz przybrał na sile.
- Cii - szeptała Nat kołysząc ją i uspokajając.
To musi się skończyć.



_______________________________________________________________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Jejku, jak ja nienawidzę prosić o komentarze..


środa, 6 listopada 2013

011.

PROSZĘ PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!!

Charlie odblokowała telefon, aby sprawdzić godzinę. Od czterdziestu minut błąkała się wkoło Sicky Jane i rozmyślała nad całą sytuacją. Kilka razy myślała, aby się wycofać, wrócić do domu i puścić słowa Scootera w niepamięć, ale postanowiła, że skoro już tutaj była, to wyjaśni całkowicie tą sprawę.
Zaczynało się ściemniać, dziewczyna stała oparta o drzewo naprzeciwko baru i obserwowała go dokładnie. W czerwonym neonowym szyldzie brakowało literek "k" i "J", przez co wyglądało tak, jakby bar nazywał się Sic y ane. Co chwilę z budynku wyprowadzano kolejnych schlanych w trupa klientów i po prostu wywalano ich za próg. Lokal wyglądał obskurnie, Charlie, ani nikt z jej przyjaciół raczej by tam nigdy nie zajrzał z własnej woli. Było to miejsce spotkań typowych pijaków, którzy nie mają pojęcia, co zrobić ze swoim życiem i całymi dniami wlewają w siebie litry alkoholu.
Dokładnie trzynaście minut po dwudziestej Charlie ujrzała idącą w stronę knajpy postać. Na pierwszy rzut oka dało się rozpoznać, że jest to młody mężczyzna. Miał na sobie ciemne ubrania, a na głowę zarzucił szary kaptur. Szedł szybkim krokiem i co chwilę rozglądał się dookoła. Dziewczyna wyprostowała się zaciekawiona i zaczęła lepiej przyglądać się postaci. Trudno jej było coś konkretnego dostrzec, ponieważ na ulicy było coraz ciemniej, ale gdy w pewnym momencie światła przejeżdżającego samochodu oświetliły jego twarz dosłownie na sekundę, ona od razu go rozpoznała. Garret.
Char głośno wciągnęła powietrze i skoncentrowała całą swoją uwagę na chłopaku. Przeszedł obok baru, po czym skręcił w ciemną uliczkę pomiędzy nim, a sąsiadującym budynkiem. Dziewczyna bez większego zastanowienia przebiegła przez ulicę i udała się w ślad za Garretem. 
Była to ślepa uliczka, na ścianie kończącej ją świeciła jedyna latarnia. Wszędzie było pełno śmieci, cuchnęło alkoholem i zgnilizną.
Dziewczyna ukryła się w cieniu za jednym z kontenerów na śmieci i wyostrzyła swoje zmysły wzroku i słuchu.
- Nikt cię nie widział? - spytał Wait'a nieznajomy mężczyzna w średnim wieku z gęstą, siwą brodą.
- Nie - odparł. - Masz kasę?
- Masz to? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
Garret sięgnął do kieszeni i wyjął z niej woreczek z białym proszkiem, którym pomachał obok twarzy. Klient podał mu zwitek banknotów.
- Zgadza się - stwierdził Wait po przeliczeniu pieniędzy i przekazał mu towar. - Nie masz tego ode mnie - rzucił jeszcze na odchodne i skierował się z powrotem w stronę ulicy. Char skuliła się bardziej w swojej kryjówce, gdy ją mijał. Usłyszała skrzypienie otwieranych drzwi. Popatrzyła dyskretnie w tamtą stronę i zauważyła, jak nieznajomy mężczyzna znika w środku budynku.
A jednak to prawda. Jake miał rację. Widziała to na własne oczy, ale nie chciała przyswoić tego do swojej wiadomości.
Myśli wirowały w jej głowie, jakby w środku toczyły jakiś niezwykle ważny wyścig. 
Garret. Narkotyki. Okłamał mnie. Jake miał rację. Nie. To nie może być prawda. Ale widziałam! Nie.. Nie nie nie nie NIE!! STOP!
Złapała się za głowę czując potężne pulsowanie w czaszce. Próbowała wyrównać oddech i uspokoić ten wewnętrzny chaos.
Biła się z myślami jeszcze przez chwilę, po czym postanowiła zrobić pierwszą rzecz, jaka wpadła jej do głowy. Musi zapomnieć o tym wieczorze.
Powoli ruszyła z powrotem w kierunku ulicy. Gdy wyszła z uliczki rozejrzała się, czy Garret już odszedł. Nie wiedziała, czy chciała go tu jeszcze zobaczyć, czy nie, ale w każdym bądź razie już go nie było. 
Char usłyszała, jak drzwi lokalu otwierają się, przekręciła głowę w tamtą stronę i zobaczyła dwóch roześmianych, kompletnie już pijanych, mimo nie tak późnej pory, mężczyzn chwiejnym krokiem opuszczających lokal. Ze środka było słychać muzykę, której dziewczyna nie rozpoznawała, przeplatającą się z głośnymi rozmowami, okrzykami i śmiechem.
Złapała drzwi, zanim całkiem zamknęły się za wychodzącymi klientami i weszła do środka. Rozejrzała się dookoła. W środku bar nie wyglądał lepiej, niż na zewnątrz. Z tyłu pomieszczenia był wydzielony niewielki kawałek parkietu, obok stał stół do bilarda, na którym stały dwa kufle prawie opróżnione z piwa, należące prawdopodobnie do obecnych graczy, a na ścianie wisiała tarcza do rzutek. Najwięcej ludzi jednak tłoczyło się przy stolikach rozstawionych po całej sali. Już w progu nozdrza człowieka wypełniał odór alkoholu i wszechobecnego brudu. Jednak ani widok, ani zapach nie zniechęciły dziewczyny.
Całe pomieszczenie nie było zbyt duże, więc Charlie łatwo odnalazła bar i usiadła na jednym z trzech wolnych, czerwonych stołków.
- Poproszę piwo - powiedziała do łysego barmana. Ten nie zapytał jej o dowód, czy jest pełnoletnia, po prostu nalał pełen kufel i postawił jej go przed nosem.
"No to jedziemy" pomyślała i upiła pierwszy łyk gorzkiego napoju.

Półtorej godziny później Char siedziała wciąż w tym samym miejscu i kończyła czwarty kufel. Powieki robiły jej się coraz cięższe i coraz trudniej było jej utrzymać się na stołku. A jednak upicie się nic nie pomaga, nie pomaga zapomnieć o wcześniejszych zdarzeniach, lecz potęguje myślenie o nich.
"Mam ochotę potańczyć" pomyślała nagle i niezdarnie wyciągnęła telefon z kieszeni szortów. Nacisnęła przycisk odblokowujący i wytężyła wzrok, próbując odczytać, która godzina. Cyfry jej się rozmazywały, ale w końcu ustaliła, że jest 22:05 lub 08. Schowała urządzenie i zaczęła szukać jakichś pieniędzy, aby zapłacić. W końcu w lewej kieszeni natrafiła na pojedynczy banknot. Wyciągnęła go i rozwinęła przed oczami. Dwudziestu-dolarówka. "Powinno wystarczyć" stwierdziła w myślach i położyła go na barze.
Wstała ze swojego miejsca przytrzymując się blatu, aby nie upaść i chwiejnym krokiem ruszyła do wyjścia. 
W pewnym momencie poczuła, jak ktoś łapie ją za łokieć. Dziewczyna odwróciła się i popatrzyła na mężczyznę.
- Już wychodzisz? - zapytał jednocześnie ukazując w szerokim uśmiechu swoje żółte zęby. - Może napijesz się jeszcze z nami? - Wskazał ręką swoje towarzystwo. Przy tym stoliku siedziało kilku facetów i dwie kobiety w średnim wieku. Blondynka wydała jej się znajoma, więc zawiesiła na niej na chwilę wzrok, a ta szeroko się uśmiechnęła. Charlie nie odwzajemniła gestu, nie miała na to ani siły, ani ochoty.
- Spadajcie - rzuciła do nich i ruszyła dalej w kierunku wyjścia. 
Na zewnątrz uderzyło ją chłodne powietrze. Przytrzymując się ściany budynku ruszyła w prawą stronę. "Dobrze, że nie wpadłam na pomysł, aby założyć dzisiaj jakieś wysokie buty" pomyślała i zachichotała, patrząc się w dół na swoje wychodzone czarne tenisówki.
Usłyszała, że drzwi baru ponownie się otwierają, ale nie zwróciła na to uwagi i szła dalej przed siebie.
- Nie wiesz, że dorosłych traktuje się z szacunkiem? - usłyszała i odwróciła głowę, aby zobaczyć tego samego mężczyznę, który przed chwilą zatrzymał ją w środku. Szedł w jej kierunku szybkim krokiem. 
Charlotte nagle zrobiło się gorąco i spróbowała uciekać, ale w tym stanie nie miała szans.
Nagle coś przygniotło ją do muru i spocona dłoń ścisnęła jej szczękę. 
- Mam cię nauczyć? - poczuła w nozdrzach jego nieprzyjemny oddech. Próbowała go kopnąć, lub uderzyć, ale nie wychodziło jej to. W końcu poddała się i zamknęła oczy. Nie miała już siły, aby go chociaż słuchać, po prostu bezwładnie opierała się o ścianę i czekała, aż ją uwolni, powtarzając na zmianę "Puść mnie" i "Przepraszam".
Nagle poczuła, że mężczyzna w końcu się odsunął i bezwładnie osunęła się na ziemię głęboko oddychając. Gdy otworzyła oczy, zobaczyła, jak jej napastnik teraz ciągnie za włosy blondynkę z baru, która patrzy na nią i coś krzyczy.
- Uciekaj! 
Charlie podniosła się najszybciej, jak mogła, aby nie upaść i zmusiła się do biegu. Na początku było to tylko marne powłóczenie nogami przytrzymując się czegoś co chwilę, aby nie upaść, ale gdy dziewczyna odnalazła odpowiedni rytm, truchtem dobiegła do skrzyżowania i skręciła w lewo.
Biegła tak jak najdalej. Gdy człowiek jest przestraszony, to odnajduje w sobie siłę do ucieczki, chociażby był w najgorszym stanie. Minęła dwa kolejne skrzyżowania i gdy stwierdziła, że już jest bezpiecznie, zatrzymała się i oparła o najbliższą latarnię uliczną. 
Jej oddech był płytki i zdecydowanie przyspieszony. Położyła prawą dłoń na klatce piersiowej i próbowała go wyrównać. 
Gdy wreszcie w miarę uspokoiła nie tylko swoje tętno, ale również emocje, jej uszu dobiegła muzyka. Zlokalizowała swoje położenie i stwierdziła, że dźwięki muszą dochodzić z Malezji, która znajdowała się tuż za rogiem. Odepchnęła się od latarni i ruszyła w tamtym kierunku, próbując utrzymać równowagę i nie przewrócić się na środku ulicy. 
Charlie wiedziała, że nie wpuszczą jej bez kolejki, więc posłusznie udała się na jej koniec, potykając się na krawężniku. O mały włos nie upadła, ale dostatecznie szybko złapała się ramienia jakiegoś chłopaka obok. Pokręciła głową, wymamrotała szybkie "przepraszam" i zajęła miejsce na końcu. Oparła się o ścianę, przetarła twarz dłonią i nagle zainteresował ją materiał jej koszuli.

***                                                                              

Jake nie czuł się dobrze w tym miejscu. Nie było to do niego podobne, ale po ostatnich wydarzeniach miał ochotę tylko siedzieć w domu i robić tam cokolwiek. Byle był sam. Zresztą to chyba było nawet lepsze dla otoczenia, ponieważ denerwowało go wszystko i wszyscy, przez co działał na nerwy osobom go otaczającym.
Chwycił z oparcia swoja skórzaną kurtkę i skierował się do wyjścia. Przekroczył próg i ucieszył się, że wziął coś dodatkowego do założenia na siebie, ponieważ ostatnie dni może i są upalne, ale gdy przychodzi wieczór nie jest już tak przyjemnie. 
Rozglądał się dookoła wsuwając ręce w rękawy. W kolejce do klubu stało około dwadzieścia osób, ale jego uwagę zwróciło coś innego. Na krawężniku siedziała ubrana w czerwoną koszulę w kratkę skulona dziewczęca postać z ciemnymi włosami. Znał tą koszulę. Wie, że wiele dziewczyn takie ma, ale w tym mieście istnieje chyba tylko jedna uszyta tak, że szwy na plecach tworzyły wzór wielkiego serca.
- Charlie? - zapytał, gdy podszedł bliżej. 
Dziewczyna podniosła głowę z kolan. Na jej nagich nogach była dokładnie widoczna gęsia skórka. Opuściła dom w szortach, nawet przez moment nie myśląc, że może być jej później zimno.
Char popatrzyła z dołu na chłopaka i szeroko się uśmiechnęła.
- Proszę, proszę. To przecież pan ja mam rację, wierzcie mi - powiedziała i zachichotała.
- Co ty tu robisz?
- Siedzę. Nie widać? - rozłożyła ręce podkreślając najbardziej oczywistą z możliwych odpowiedź. - Wyobraź sobie, że stałam w tej cholernej kolejce z pół godziny, a ci dwaj idioci w wejściu mnie nie wpuścili - wyciągnęła szyję i wręcz wykrzyczała ostatnie słowa tak, aby ochroniarze ją usłyszeli.
Chłopak spojrzał w stronę ubranych na czarno mężczyzn, którzy tylko wywrócili oczami, po czym skierował swój wzrok z powrotem na dziewczynę.
- Nie dziwię im się. Char ty jesteś totalnie schlana - stwierdził drastycznie.
- Wcale nie - zaprzeczyła oburzając się. - No, może tak troszeczkę - dodała po chwili rozkładając kciuk i palec wskazujący na odległość około dwóch centymetrów i mrużąc oczy.
- Chyba znamy różne definicje słowa 'troszeczkę'. Chodź, odwiozę cię do domu. - Pochylił się i objął ją ramieniem pomagając jej wstać z chodnika.
- Chodzenie jest takie beznadziejne - stwierdziła po chwiejnym pokonaniu trzech kroków. - Takie bezsensowne. Przecież tak dobrze mi się siedziało, dlaczego nie mogłam tam zostać? - spytała go z wyrzutem.
Chłopak tylko pokręcił głową, wziął ją na ręce i szybko pokonał odległość dzielącą ich od jego samochodu. Gdyby tego nie zrobił, droga ta zajęłaby im przynajmniej dwa razy więcej czasu. 
Posadził Charlotte na miejscu pasażera, po czym okrążył pojazd i wsiadł z drugiej strony.
- Możesz mi coś wytłumaczyć? - ponownie usłyszał głos dziewczyny, gdy wyjeżdżał z miejsca parkingowego.
- Zależy co - powiedział i popatrzył na nią z uśmiechem. Widok jej takiej był na prawdę śmieszny. Włosy miała dla wygody przerzucone na prawą stronę, a głowę oparła o szybę. Powieki coraz bardziej jej ciążyły i z trudem odpędzała od siebie sen. 
- Dlaczego wy wszyscy jesteście takimi sukinsynami? - zapytała. 
- Trudne pytanie - stwierdził drapiąc się po brodzie i koncentrując się na drodze.
- Ale na serio. Najpierw nas okłamujecie, manipulujecie nami, sprawiacie, że się w was zakochujemy, a później tak brutalnie zapominacie o naszym istnieniu, albo w inny sposób wbijacie nam igłę w serce. - Dziewczyna próbowała gestykulować, ale nie miała na to siły, ręce opadały jej w momencie, gdy je podniosła.
- Cóż.. - Jacob nie miał pojęcia, co jej odpowiedzieć. - Może robimy to podświadomie? Może nie wiemy, że was ranimy?
- Podświadomie ukrywacie przed nami, że jesteście handlujecie narkotykami? - prychnęła.
Chłopak popatrzył na nią ponownie.
- A więc o to chodzi - uśmiechnął się pod nosem widząc, jak na twarzy dziewczyny wyraźnie maluje się złość.
- Sama już nie wiem, o co chodzi - pokręciła głową ze zrezygnowaniem.
- Charlie, jeżeli chodzi o Garreta
- Wiem, wiem - przerwała mu machając ręką. - Miałeś we wszystkim rację. To dupek. Nie warto się nim przejmować. Bla bla bla.
Jake się zaśmiał.
- Rozumiem, że nie muszę ci tłumaczyć tych pierdoł? - spytał skręcając w ulicę dziewczyny.
Char tylko pokiwała delikatnie głową z zamkniętymi oczami.
Jake wjechał na podjazd pod jej domem i zgasił silnik samochodu. Wyciągnął kluczyki ze stacyjki i spojrzał na Charlie. Z jego ust wydobył się chichot, gdy zauważył dziewczynę śpiącą na siedzeniu obok. Dosłownie przed chwilą jeszcze z nim rozmawiała.
Wysiadł z samochodu, przeszedł dookoła i otworzył drzwi od strony kierowcy. Westchnął kręcąc głową z uśmiechem, podłożył jedną rękę pod jej nogi, drugą w tym czasie obejmując jej plecy i wyciągnął ją z samochodu. Zamknął drzwi nogą i ruszył w stronę domu. 
Dziewczyna ułożyła wygodnie głowę na jego ramieniu i dokładnie w tym momencie stwierdził, że dobrze postąpił wychodząc dzisiaj z chłopakami do tego klubu. Gdyby został w domu, nie spotkałby Charlie. Nie rozmawiałby z nią i nie odwiózłby jej do domu. 
W tym momencie czuł się w pewnym sensie szczęśliwy.
Stanął przed drzwiami do domu Char i pociągnął za klamkę w nadziei, że ktoś jest w środku, lecz te się nie otworzyły.
Potrząsnął swoją brodą głowę dziewczyny spoczywającą na jego ramieniu.
- Hej, Śpiąca Królewno - uśmiechnął się, gdy ta zaczęła się kręcić w jego ramionach, jak małe dziecko, któremu przerywa się drzemkę. - Bez klucza nie wejdziemy - powiedział, gdy stwierdził, że jest dość świadoma.
Po kilku jękach i minach niezadowolenia niezdarnie wyciągnęła z kieszeni swój brelok z pęczkiem kluczy i podała go chłopakowi.
Drugi z kolei wszedł do zamka i Jake w końcu przekroczył próg zamykając za sobą drzwi.
Był już kiedyś w tym domu, więc od razu ruszył po schodach do pokoju dziewczyny. 
Wszedł do środka i położył ją na łóżku, a ta od razu wtopiła się w miękką poduszkę. Położył jej klucze na szafce nocnej, po czym ściągnął jej ze stóp czarne tenisówki i przykrył kołdrą.
Popatrzył na nią ostatni raz i pogłaskał ją po włosach. Gdy odwrócił się, aby odejść, poczuł, jak dziewczyna łapie go za rękę.
- Nie jedź do domu - wymamrotała. - Nie lubię być w domu sama. Zostań, proszę - patrzyła na niego teraz szeroko otwartymi oczami. - Możesz położyć się na kanapie w salonie. Tylko zostań.
Jacob zastanawiał się przez chwilę, po czym lekko się uśmiechnął.
- Będę na dole - powiedział i wyszedł z pokoju.






__________________________________________________________________________________________________________________

Wyrobiłam się! Jest 22:25 i jest jeszcze październik. Myślałam, że nie uda mi się dodać rozdziału w tym miesiącu, a tu proszę.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

KAŻDY komentarz dodaje motywacji. Pod ostatnim rozdziałem miałam ich 2, w tym jeden od przyjaciółki, więc się nie liczy.
O wiele łatwiej jest pisać, gdy się wie, że ktoś to czyta.
Nie każę wam pisać jakichś wylewnie długich komentarzy, ponieważ sama tego nie potrafię, ale chociaż jakąś buźkę wstawcie, czy coś. Proszę. O ile ktoś to czyta. Proszę.