czwartek, 1 maja 2014

015.

"Myślę, że to wszystko jest nieźle pochrzanione
to, ja tak wiele nastolatków
jest samotnych i smutnych
i ma ataki paniki w swoich pokojach
podczas gdy ich rodzice
oglądają telewizor.
I jak wielu z tych nastolatków
miało stosunkowo normalne dzieciństwo
aż nagle pojawiło się wielkie bum
depresji i zaburzeń odżywiania
i zaburzeń psychicznych
i to jest głupie
jak zmieniliśmy się w pokolenie
oznakowane jako
"buntownicy"
ale tak naprawdę jedyne, przeciw czemu się buntujemy
to my sami."

~ anonim z tumblra.

~~~

Natalie siedziała wtulona w Brandona oglądając Jerry'ego Springera. Niestety to patologiczne talk-show było najciekawszą rzeczą w telewizji, jaką udało im się znaleźć. Właśnie jakieś dwie kobiety kłóciły się o faceta, tylko czekać, aż zaczną się bić.
Dopiero co minęła dwudziesta trzecia. W domu byli oni i państwo Peters, którzy już udali się spać. Z Reggie'm minęli się w drzwiach.
Nagle usłyszeli dzwoniący telefon.
- Mój czy twój? - spytała dziewczyna zwracając wzrok na swojego chłopaka.
- Twój - odpowiedział Brandon wyciągając rękę, aby wziąć urządzenie ze stolika. - Charlie - powiedział patrząc na ekran.
Dziewczyna wzięła od niego telefon, odebrała i przyłożyła do ucha.
- Halo?
- Nat pomóż mi - usłyszała spanikowany głos siostry i momentalnie się wyprostowała.
- Charlie gdzie jesteś? Co się stało? - spytała dość już zaniepokojona.
- Jestem w domu. - Oddech. - Konkretnie w swoim pokoju. - Oddech. - Ale tak strasznie chcę to teraz zrobić. Nat ja nie mogę oddychać - pisnęła, a z jej gardła razem z wydechem wydobył się również pojedynczy szloch.
- Hej, hej spokojnie - powiedziała stanowczo do siostry, szturchnęła zaciekawionego chłopaka i ruszyła z nim szybko do drzwi. - Zaraz będę - mówiła zakładając buty. Słyszała jak siostra z trudem łapie oddech. - Charlie oddychaj - nakazała.
- Mama jest na dole. Nie chcę, żeby tu przychodziła, ale zaraz będzie szła do swojego pokoju, żeby się już położyć i jak mnie usłyszy, to tutaj zajrzy - mówiła szybko. - Ja nie mogę oddychać, Natalie pomóż mi proszę.
- Mama się nie dowie, obiecuje, tylko oddychaj proszę cie i nie rób nic głupiego - wyszli już z domu i szybko kierowali się w stronę samochodu.
Brandon nie musiał o nic pytać, po zachowaniu swojej dziewczyny wiedział, że dzieje się coś złego.
- Ja chce to teraz tak bardzo zrobić, ale wiem, że nie mogę i przyszło mi na myśl tylko, aby do ciebie zadzwonić - Charlie powiedziała to wszystko na jednym wdechu.
- Bran szybko, ona ma chyba atak paniki - rzuciła do chłopaka, gdy wyjeżdżał z podjazdu.
- Przepraszam Nat - usłyszała w słuchawce ciche słowa, po których nastąpił szloch.
- Hej Charlie - powiedziała głośno, stanowczo. - Nie przepraszaj mnie, bo dobrze zrobiłaś, ze zadzwoniłaś. Nie rób nic więcej, zostań w swoim pokoju, ja jestem już w drodze, okej?
- Okej.
- Char oddychaj - nakazała.
- Nie mogę.
- Oddychaj ze mną. Wdech, wydech - poinstruowała siostrę. - Wdech, wydech. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Spokojnie siostra, zaraz będę.



3 godziny wcześniej

- Okej, więc powiesz mi o co chodzi? - spytała Cassie, gdy Char wyszła z domu trzaskając drzwiami.
- Dowiedziała się o matmie - burknęła dziewczyna wyciągając długie włosy spod czarnej ramoneski.
- Och.
- Taa, nie chce rozmawiać o matmie, o mamie, o niczym, okej? Chcę się po prostu wyluzować, bo od jakiegoś czasu naprawdę tego potrzebuję.
Szły już chodnikiem w stronę Malezji, nie będzie tam dzisiaj zbyt dużo ludzi, bo w końcu jest środek tygodnia.
Cass miała na sobie obcisłe rurki i jasną luźną bluzkę z falbankami, a do tego czarny żakiet i szpilki. Char do swojego stroju również założyła tego rodzaju buty. Charlie mogła się założyć, że stukanie ich obcasów było słychać z końca ulicy.
Zerknęła na drugą stronę ulicy, gdzie znajdował się dom Wait'ów. Cassandra podążyła za jej wzrokiem.
- Co teraz z nim? - spytała.
- Nic - odpowiedziała Charlotte wzruszając ramionami i spuszczając wzrok. - Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. - Zacisnęła wargi.
- Słusznie - skwitowała Cass.
- Nie rozmawiajmy dzisiaj o niczym znaczący, okej? - zaproponowała Char.
- Okej - zgodziła się blondynka. - Dzisiaj się bawimy.

Pół godziny później siadały już na stołkach przy barze w Malezji.
- Co podać? - spytał barman.
- Dwie wody gazowane - odparła Cassie. Jak zawsze.
Charlotte upiła trzy łyki rozglądając się po klubie, po czym bez słowa ruszyła na parkiet.
Nie chciała myśleć. Chciała po prostu mieć w końcu chwilę świętego spokoju. Bez żadnych rozsadzających jej głowę niechcianych myśli.
Dała się ponieść muzyce. Piosenka za piosenką poruszała się wśród innych ludzi nie zważając na nic.
Udało się. Nie myślała. Dobiegająca z każdej strony muzyka pomogła jej oczyścić głowę.
Nie obchodziło jej nic. Nawet to, gdzie jest Cassie, czy już wyszła, czy z kimś rozmawia, czy nadal siedzi przy barze. W tum momencie była tylko ona i otaczająca ją muzyka.

***

Cassandra siedziała na stołku z założonymi nogami popijając wodę. Zero alkoholu w środku tygodnia, zero alkoholu w barach.
Patrzyła na znikającą w tłumie tańczących przyjaciółkę. Martwiła się o nią, tak jak Claire i Rebbeca. Z Char było coraz gorzej, nie chciały nawet wiedzieć, co dzieje się w jej głowie.
Cass oplotła dłonie wokół szklanki na blacie i westchnęła. Głowę ponownie zapełniły jej własne problemy. Nie rozmawiała z matką od niedzieli, widziała ją przelotnie w domu może dwa razy. Miała dość tej kobiety, już nie mogła się doczekać aż znajdzie się okazja, żeby ją opuścić.
Nagle poczuła w kieszeni krótkie wibrowanie telefonu świadczące o nowej wiadomości. Szybko wyciągnęła urządzenie i otworzyła SMSa.

Od: Reggie P.
No no Wilson, wtorek przy barze? 

Skoro mowa o problemach...
Może akurat ten nie był taki uciążliwy, ale wiedziała, że musi zakończyć tą chorą seksualną relację z chłopakiem, zanim rozwinie się jeszcze bardziej.
Oparła łokcie o blat z zamiarem odpisania, gdy usłyszała w prawym uchu jego głos.
- Mówił ci ktoś, że masz seksowne nogi? - szepnął.
Cass momentalnie zesztywniała i oblała się rumieńcem. Po jej ciele przeszedł dreszcz, gdy nagle poczuła jego dłonie na swojej talii. Dlaczego on tak na nią działał?
Przełknęła ślinę.
- Czego chcesz Peters? - spytała z trudem wypuszczając powietrze.
- Bardzo wielu rzeczy. - Przesuwał dłońmi w dół i w górę jej talii.
Szybkim ruchem przekręcił stołek tak, że teraz siedziała przodem do niego. Patrzyła mu w oczy gdy ten zabierał z jej twarzy kosmyki włosów, które się tam napatoczyły pod wpływem gwałtownego obrotu.
Przyglądała mu się szeroko otwartymi oczami nie wiedząc co powiedzieć, jak zareagować. Sama jego obecność, jego dłonie na jej talii, jego wzrok utkwiony w jej twarzy, to wszystko działało na nią tak, że nie potrafiła być sobą. Być tą Cassandrą Wilson, którą wszyscy znają. Szaloną imprezowiczką nie bojącą się ryzyka.
Cała jej pewność siebie znikała, gdy był obok. Cholerny Peters. Że też musiała się z nim wtedy przespać.
Powoli zbliżył się jeszcze bardziej i przyłożył usta do jej szyi wywołując u niej przyjemny dreszcz rozchodzący się po całej długości kręgosłupa. Podświadomie odchyliła głowę do tyłu.
Nadal gładził dłońmi jej talię gdy schodził pocałunkami w dół do prawego obojczyka i z powrotem. Zatrzymał się tuż po żuchwą i zaczął lekko ssać jej skórę.
Dziewczynie robiło się coraz goręcej. Wiedziała, że powinna to zatrzymać, odepchnąć go, ale nie potrafiła. Chciała go czuć. Chciała czuć na sobie jego dotyk, jego dłonie, chciała czuć na sobie jego usta. Cholera! Te jego niesamowite usta!
Zacisnęła pięści i cicho jęknęła, gdy przygryzł miejsce, które przed chwilą ssał. Po chwili jego usta znalazły się na jej żuchwie, policzku, w kąciku ust.
- Gorąco mi - pisnęła, gdy akurat miał złączyć ich wargi.
Zatrzymał się w połowie ruchu popatrzył na nią, a na jego twarzy pojawił się uśmiech w stylu "tak wiem, jak na ciebie działam i dobrze mi z tym".
Bez słowa chwycił jej dłoń, odsunął się krok w tył i rozprostował lewą rękę wskazując drogę. Pomógł jej zejść ze stołka i pozwolił jej iść przodem nie puszczając jednak jej dłoni.
Cass szła wyprostowana starając się nie zdradzać emocji jakie nią targały. To tak jakby na jej prawym ramieniu siedział mały biały aniołek i szeptał jej do ucha, żeby przeprosiła Reggiego i jak najszybciej oddaliła się od jego osoby, a na lewym ramieniu popijając whisky i pławiąc się w promieniach swojego narcyzmu leżał mały diabełek podpowiadający, żeby rzuciła się na Petersa w tym momencie.
Mocniej ścisnęła dłoń chłopaka i szybciej pociągnęła go w stronę wyjścia w boczną uliczkę.
Strumień chłodnego powietrza uderzył w dziewczynę, gdy Reggie otworzył przed nią drzwi. W momencie gdy oboje znaleźli się na zewnątrz chłopak nie marnując czasu przywarł ją do ściany i złączył ich usta.
Cass wplotła dłonie w jego włosy oddając pocałunek. Nie mogła oprzeć się pokusie, choć w głębi duszy wciąż z nią walczyła.
Jego usta tak zachłannie jej żądały. Chciał jej tu i teraz.
Podczas gdy ich języki tańczyły ze sobą taniec pożądania Reggie wsunął dłonie pod jej bluzkę. Jego dotyk przyjemnie rozpalał jej skórę. Coraz trudniej było im złapać oddechy, ale nie przejmowali się tym, byli za bardzo nakręceni.
Ale w środku dziewczyna wciąż miała ogromne wątpliwości.
Nagle Cass położyła dłonie na jego torsie i z całej siły odepchnęła go od siebie.
- Nie - wydusiła. - Nie dzisiaj, nie tutaj.
- Co? - spytał kręcąc głową.
- Nie mogę ci tak bez przerwy ulegać. Nie dzisiaj - stwierdziła stanowczo.
- Jednak jesteś dość nieprzewidywalna. - Lekki uśmiech zagościł na jego twarzy. - I co ja mam z tobą zrobić? - Zaczął stawiać powolne kroki z powrotem do niej.
Cassandra wyciągnęła ręce prosto przed siebie powstrzymując go od zbliżenia się jeszcze bardziej.
- Nie dzisiaj - powtórzyła.
- Dobra. - Poddał się zwieszając ręce po bokach. - Co ty w ogóle robisz tutaj w środku tygodnia?
- Charlie poprosiła mnie, żebym z nią przyszła.
- Och..
- Musiała się trochę wyluzować, bo ostatnio nie jest z nią najlepiej, co zapewne wiesz również i ty.
- Niestety obiło mi się coś o uszy.
- Na dodatek miała dzisiaj spinę z matką.
- Nie żeby coś, ale ja przyszedłem tutaj z Marshem, czyli oboje w tym momencie są w środku. Wspominam, bo być może to ma jakieś znaczenie.
- Czekaj. Jake jest tutaj, teraz? - zapytała nie wiedząc za bardzo, co powinna zrobić.
- Aham. Ale wiesz, może zostawmy ich tak jak jest - zaproponował.
- Co masz na myśli?
- Mam już tego powoli dość, bo na odległość widać, że coś ich łączy, ale oni nadal grają w te swoje dziecinne gierki i nie chcą nic z tym fartem zrobić, tylko cały czas ranią siebie samych i wzajemnie. Zostawmy ich, żeby w końcu sami doszli do tego, że muszą coś zrobić, bo dalsze tkwienie w takiej sytuacji do niczego ich nie zaprowadzi.
Szczerze powiedziawszy, Cass nigdy nie spodziewała się usłyszeć czegoś takiego od tego chłopaka.
- Tylko nie wiem, czy Char sama chce to zrozumieć i co może wyniknąć z każdego ich kolejnego spotkania.
- No to chodźmy tam i miejmy ich na oku. - Otworzył przed dziewczyną drzwi zapraszając do środka.

Jake wiedział co chce zrobić. Był tego pewny jak nigdy w życiu. To była jego ostatnia szansa, nie mógł tego zepsuć. Wpadło to do jego głowy, jak tylko ją zobaczył. Musiało się udać.
Przez muzykę do niej dotrze. Wiedział to.
Upił jeszcze łyk soku i ruszył w stronę tańczącej dziewczyny.

Char usłyszała znajomą, spokojną melodię nie bardzo pasującą do klubowej muzyki, która jeszcze przed chwilą dobiegała zewsząd. Lubiła tą piosenkę, więc zaczęła lekko się kołysać z zamkniętymi oczami czekając na słowa.
Nagle poczuła, że ktoś z tyłu położył dłonie na jej talii. Momentalnie otworzyła oczy i odwróciła się kładąc natychmiast dłonie na torsie towarzysza w celu odepchnięcia go od siebie. Serce przyspieszyło jej, gdy zobaczyła Jacoba.
- Tylko jedna piosenka. - Nie dał jej dojść do słowa i oplótł ją rękami nie pozwalając się wyrwać. - Proszę. - W jego oczach było widać desperację.
Pierwsze słowa piosenki dotarły do jej uszu.
Rzucamy ścianą o groch, / Biegniemy w siebie przed tył..
Wiedziała, że prawdopodobnie tego pożałuje, ale z rezygnacją pokiwała głową. Przyciągnął ją do siebie, a ona oparła głowę na jego ramieniu. Kołysali się w rytm muzyki wtuleni w siebie. On chciał żeby ta chwila trwała wiecznie, ona chciała, żeby to jak najszybciej się skończyło, bo wiedziała, że przyniesie jej to wiele cierpień.
Ze świstem wciągnęła do płuc powietrze, gdy usłyszała w swoim uchu jego głos.
- Zostań, potrzebuję cię tu, / To co w sobie mam tylko ciągnie mnie w dół - śpiewał refren razem z wokalistą. - Zostań, poukładaj mi sny, / Jeden z nich na pewno to my. / Zostań, potrzebuję cię tu, / To, co w sobie mam nie chce się dzielić na pół. / Zostań, poukładaj mi łzy, / Jedna z nich na pewno to ty.
Dłonie podświadomie zaczęły jej drżeć, a z oka wypłynęła pierwsza łza. Zamknęła powieki, bo różnokolorowe światła coraz bardziej jej się rozmazywały.
- Każdy dzień przypomina mi to, / Jesteś pośrodku mej głowy jak echo. / Pogubiliśmy kod, / Potem pomyliliśmy peron. / Biegnę do ciebie, / Jak sprawne wojsko pokonuję próg, / Gapię się w gwiazdy na niebie, / Tak jakbym wiedział, że nie czekasz już.*
Wtuliła twarz w jego tors nie mając pojęcia, co zrobić. Bała się ponownego zranienia, lecz czy nie rani się cały czas starając się utrzymać go na dystans?
Chwycił dłonią jej podbródek i skierował twarz tak, że patrzyła mu teraz w oczy. Pochylił się stykając ich czoła.
- Zostań - wyszeptał ze łzami w oczach.
- Nie mogę - pokręciła lekko głową.
- Proszę. - Był na skraju desperacji, nie wiedział, co jeszcze może zrobić, aby zmienić jej zdanie. - Proszę - powtórzył.
Charlotte położyła dłonie na jego ramionach, lekko wspięła się na palce i złączyła ich usta w delikatnym, ale pełnym uczucia pocałunku. I nagle nie istniało nic więcej, tylko oni. Wreszcie poczuli smak swoich ust, które poruszały się lekko w rytm ich uczuć.
Wplótł dłonie w jej włosy nie chcąc jej wypuszczać.
Ten pocałunek przeszedł ich najśmielsze oczekiwania. Czekali na ten moment od zawsze.
Mieli wrażenie, że w ich klatkach piersiowych nagle wybuchły dawno przygotowane fajerwerki. Nie chcieli końca, ani on, ani ona, nawet gdy wiedziała co za chwilę zrobi.
Niechętnie powoli rozłączyła ich usta, choć on nie chciał na to pozwolić.
Pokręciła głową ponownie patrząc mu w oczy.
- Przepraszam - powiedziała, po czym odwróciła się w stronę wyjścia.
Chwycił jej dłoń próbując ją powstrzymać.
- Proszę Jake - powiedziała nie spoglądając na niego. Nie chciała go widzieć, bo wiedziała, że złamałby ją ten obraz i nie chciała, żeby on kolejny raz widział w niej słabość.
Poczuła, jak uścisk słabnie, a gdy jej ręka była całkiem wolna, bez zbędnych rozmyślań ruszyła w stronę wyjścia. Otarła drżącą dłonią kolejną łzę spływającą jej po policzku. Walcząc z pokusą obejrzenia się za siebie wyszła z klubu.

***

Natalie zastała siostrę w totalnej rozsypce siedzącą pod ścianą w swoim pokoju. Nie szlochała już tak bardzo jak wcześniej przez telefon. Teraz po prostu siedziała zapatrzona w nieistniejący punkt, a po jej policzkach spływały kolejne łzy. Podbiegła do niej jak najszybciej i przycisnęła ją do piersi sprawdzając w tym samym czasie, czy na jej rękach nie ma nowych ran. Na szczęście udało jej się zwalczyć to dzisiaj.
- Pocałowałam go - powiedziała cicho Char.
Z wszystkich możliwych rzeczy tego Natalie najmniej spodziewała się usłyszeć patrząc na to, w jakim stanie była jej siostra.
- I co się stało? - spytała. - Wyśmiał cię? Zostawił cię samą?
- Nie, to ja jego zostawiłam - odpowiedziała pociągając nosem. - A on chciał, żebym została. Prosił mnie, żebym została. - Pokręciła głową. - Jaka ja jestem głupia, nie powinnam nawet pozwolić mu do mnie podejść, a co dopiero go pocałować. Boże, jaka ja jestem głupia. - Jej ciałem ponownie zawładnął szloch.
- Ciii.. Wszystko się ułoży. - Nat próbowała ją uspokoić. Co jeszcze może zrobić, żeby życie Charlie się w końcu ustabilizowało. - Daj mu szansę - powiedziała bez namysłu.
- Co? - Charlotte spojrzała na nią ze zdumieniem w oczach.
- Daj mu szansę. Widocznie on tego chce i ty również na pewno tego chcesz, więc dlaczego nie spróbować jeszcze raz? Daj mu szansę. Chociaż powoli, unormuj swoje stosunki z nim.
- Boję się to zrobić! - krzyknęła Char.
- Po prostu daj mu tą cholerną szansę. - W oczach Natalie również pojawiły się łzy. Czuła się bezradna. - Naprawdę mam już dość oglądania cię w takim stanie, patrzenia jak coraz bardziej się załamujesz. Weź telefon, poproś go o spotkanie i daj mu tę pieprzoną szansę, bo wierzę, że chociaż w jakimś stopniu ten gest cię uratuje. Proszę, daj mu tą szansę.
Charlotte patrzyła na siostrę nie wiedząc co powiedzieć. Była kompletnie zszokowana jej wypowiedzią.
Przetarła nos wierzchem dłoni i pokiwała delikatnie głową patrząc Natalie w oczy.



________________________________________________________________________________________________________________________

*Jamal "Peron". 
(Tak wiem, że to polska piosenka, a rzecz dzieje się w Stanach, ale odkąd pierwszy raz ją usłyszałam miałam tą scenę w głowie i nie wybaczyłabym sobie, gdybym ją opuściła)


PRZEPRASZAM 
za tak strasznie długą przerwę.
Ale wracam do was z tym powyższym cienkim rozdziałem.
Nie będę się wylewnie tłumaczyć, czym spowodowana była przerwa, ale niestety sytuacja tego wymagała.
Mam nadzieję, że został jeszcze ktoś, kto czekał.

I zapraszam do przeczytania miniaturki:
http://charlies-fuckin-life.blogspot.com/2014/03/miniature.html

CZYTASZ = KOMENTUJESZ.


6 komentarzy:

  1. Aa nareszcie! Nie moglam sie doczekac. Moze w koncu beda razem <3 uwieeelbiam cie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jestem, czekam i kocham! <3 Daj mu szansę!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże... to było boskie. A piosenka pasuje idealne. Warto było tak długo czekać

    OdpowiedzUsuń
  4. Pieknie piszesz, to niezwykly talent :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś świetna już nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Z tego wszystkiego czytałam 2 raz :D

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest świetne, proszę cię nie przestawaj pisać <3

    OdpowiedzUsuń